O wzorowym przedszkolaku czyli wspomnienia Kasi K. vel Karpeek
Tym postem Klocki Hocki oficjalnie otwierają w Nowym Roku nowy sezon bloga Wirtualna Sala. Sobie życzymy coraz więcej czytelników, a czytelnikom dużo energii i wolnego czasu na realizację swoich planów, marzeń i pasji...
Początek Nowego Roku inauguruję wspomnieniami Kasi K., której dzieciństwo przypadło na czas lat. 80. Mieszkała wówczas w Leźnicy Wielkiej. Wszystkie nadesłane przez nią zdjęcia zostały zrobione w przedszkolu. W tle zdjęć widać półki, uginające się od ciężaru zabawek. Ech...czego tam nie ma?! Są m.in.: plastikowe samochody z Częstochowskich Zakładów Zabawkarskich i chropowate maskotki z łódzkiej "Spójni" , pluszaki ze spółdzielni "Swiętokrzyska", drewniane ciężarówki ze "Strykowianki" i lalki z krakowskiej "Pomocy", mini konewka, czołgi, parostatek... Znakomity zbiór najlepszych wyrobów zabawkarskich z ostatnich lat PRL! Kasia nie wspomina szczególnie żadnej z tych zabawek, ale w zamian za to podzieliła się z nami migawkami zapamiętanymi z dzieciństwa. Oto one:
"Ja byłam dzieckiem, które w ogóle nie niszczyło zabawek. Zasadniczy
problem polegał na tym, że miałam ich furę, a że niczego nie psułam, to
nie dawało się tej fury zredukować. Miałam takiego Mikołajka z sankami i
kiedyś te sanki się złamały. Ja oczywiście zamiast wyrzucić, to na
jakieś kleiczki utykałam. Nie dawało rady, bo te sanki były cienkie jak
kartka papieru, ale i tak nie dawałam za wygraną.
Kiedyś jak mi koleżanka pomalowała wózek i jedną lalkę mazakami, to mama
myślała, że dostanę zawału. W ogóle na dworze bardzo chętnie dawałam
innym dzieciom swoje lalki do zabawy, ale warunek był taki, że musiały
pozostawać w zasięgu mojego wzroku, bo inaczej był koniec. Pewnego razu,
gdy jedna dziewczynka poszła do domu z moją zabawką, mama musiała się w
następny dzień udać z interwencją do domu tej dziewczynki.
Z samego przedszkola pamiętam jedynie wyjadanie z tubki pasty Biały
Ząbek, robienie koralików ze śliny na włosie oraz ręczniczek, na którym
mama wyszyła mi imię. No i jeszcze to, że z moją przyjaciółką byłyśmy
bardzo grzeczne, ale strasznie dużo gadałyśmy i mówili na nas Gadalińska
i Madalińska, tylko nie wiadomo było która jest którą, przy czym obie
wolałyśmy być Gadalińską, bo ta ksywa wydawała się nam fajniejsza.
Często za to gadanie stałyśmy w kącie."
Dzis Kasia jest pasjonatką badmintona. Trenuje, gra i pod pseudonimem Karpeek pisze felietony na jego temat. Polecam:)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz